Mikołaj Dziekański "DRGANIA"

Opublikowano 23 listopada 2015

Zapraszamy na wystawę

Mikołaja Dziekańskiego "DRGANIA"
24.11 - 9.12.2015

wernisaż 24 listopada (wtorek), godz. 1800


Kurator wystawy Arkadiusz Karapuda

Galeria Wystawa
Al. Wojska Polskiego 29

01-515 Warszawa

http://wystawagaleria.pl/

Obrazy Mikołaja Dziekańskiego nie są zainteresowane światem zewnętrznym, bynajmniej nie takim, jaki jawi się przed naszymi oczami. Jego twórczość przegląda się w swym własnym odbiciu i kreuje kryteria na miarę swoich silnie indywidualizowanych potrzeb. Dziekański od wielu lat konsekwentnie zgłębia swój malarski świat opierając go o sam proces malowania, włączając w jego obszar m.in.: malarski recycling, gesty, znaki i symbole i wreszcie problem malarskiej płaszczyzny, który obecnie wydaje się dla niego najistotniejszy. Na tłustych, kładzionych metodą impasto, powłokach jego najnowszych obrazów gest poddany jest charakterystycznej rytmizacji przypominającej graficzny zapis drgań w funkcji czasu. Tak powstałe obrazy należy rozpatrywać przede wszystkim jako rozważania nad zagadnieniami czysto malarskimi.

Swoisty formalizm Dziekańskiego najlepiej potwierdzają chyba monochromatyczne, średnich rozmiarów kwadratowe płótna. Ornamenty wijące się w kobaltowych, szmaragdowo zielonych, innym razem szarych lub czerwonych gamach barwnych wypowiadają całą prawdę o procesie malowania i narzucają widzowi niemal metafizyczny nastrój. Najciekawszy w tym zestawie wydaje się obraz zatopiony w cynobrowych czerwieniach, w którym malarski gest jest jakby zatrzymany przez artystę w fazie zaniku, bądź narodzin. Graniczny charakter tego malarskiego zdarzenia powoduje niepokojące i zasadne pytanie o czas i jego plastyczny ekwiwalent w malarstwie Dziekańskiego.

Nieco odmienny charakter mają obrazy o mocnych, walorowych lub kolorystycznych zestawieniach, które Dziekański zazwyczaj komponuje centralnie, co niekiedy podkreśla przez dodanie bordiury zamykającej płaszczyznę podzieloną pasowo na dwie części. Zestawienia chromatyczne Dziekański uzyskuje w tym wypadku na dwa sposoby: modyfikując kolor użytej farby, bądź rozluźniając rytmizowane gesty i tym samym odsłaniając kolor warstwy spodniej. Tym sposobem autor odsłania widzowi swój warsztat, który sprawiając wrażenie naiwnych dziecięcych gestów staje się podstawowym budulcem, pozbawionych klasycznej narracji, obrazów autora.

Pod tym względem ciekawą sprzeczność wykazują sporych rozmiarów horyzontalne płótna, pozornie wskazujące na inspiracje pejzażowe. Nic bardziej mylnego. Dziekański nie składa bowiem hołdu dla rodzimego, czy egzotycznego krajobrazu, mimo zbieżności form malarskich z bardziej lub mniej znanym światem flory. Obrazy te są bez wątpienia narracyjne, tyle że opowiadają o sobie samych. Ich struktura zawiera się w powtarzalnych duktach pędzla, budujących tonacje barwne, podobnie jak powtarzalne wychylenia fali dźwiękowej budują ton akustyczny. Rytmiczny ślad pędzla brnie w nieustających drganiach, wciąż naprzód i naprzód, a amplituda jego wychyleń bywa różna, bo ślad ten jest odbiciem odręcznej, niedoskonałej pracy ludzkiej ręki i w tym właśnie tkwi siła tych płócien. Duże zapisane w ten sposób poziome prostokąty w kolorach: czerwonym, zielonym i niebieskim przywodzą również na myśl chromatyczną triadę RGB – obecną we współczesnych ekranach multimedialnych. Naiwne oko niewyrobionego odbiorcy równie chętnie dostrzeże w nich kolejno: pożar, las i morze. Ludzki umysł zależnie od posiadanych doświadczeń, wiedzy i wyobraźni prawie zawsze dopowie bardziej lub mniej stosowne treści do zatrzymanych przez oko obrazów. Psychofizjologia widzenia opisała i zbadała tę problematykę dogłębnie, a sztuka dwudziestowiecznej awangardy wielokrotnie wykorzystała wyniki tych badań. Czy problem komunikacji kolorystycznej został już definitywnie zamknięty? Czy Dziekański nie ma już czego szukać na płaszczyznach swych płócien? Odpowiedź na to pytanie z pewnością byłaby twierdząca, gdyby nie fakt, że na jego fizycznie obecnych obrazach–przedmiotach jest także materia, która kreuje równoległe do kolorystycznych sensy, co czyni sytuację nieco bardziej skomplikowaną.

Ktoś mógłby powiedzieć, że Mikołaj Dziekański uprawia malarstwo dla malarstwa i z powodu malarstwa, a co za tym idzie autorefleksyjność jego prac nie pozwala na szeroką i uniwersalną komunikację z odbiorcą, czego konsekwencją może być zwężenie pola sztuki do jej samej. Cóż – sztuka do setek lat jest na pewnym poziomie komunikacji elitarna, a postawa Dziekańskiego nie jest przecież odosobniona. Kandyński, Rothko, Strzemiński, aby wymienić tylko tych największych, wszyscy oni wierzyli, że treść dzieła sztuki wynika z jego formy.

Spotkanie z malarstwem Mikołaja Dziekańskiego to sensualna rozkosz, materialna i namacalna gęstość, jakość i nasycenia. Dlatego uzasadnione będą w tym miejscu skojarzenia z twórczością malarzy z kręgu Colorfield Painting, Seana Scully, czy też odwołując się do bliższego otoczenia – twórczości Krzysztofa Wachowiaka, Leona Tarasewicza, czy Wojciecha Zubali. Przed Mikołajem Dziekańskim otwiera się zatem ogromna próba. Próba koloru w kontekście materii obrazu-przedmiotu. Czy zechce podjąć wyzwanie i podoła tej próbie? Życzę mu tego.

Arkadiusz Karapuda