Jerzy Boniński MALARSTWO

Opublikowano 30 marca 2017

„Kiedy dziecko było dzieckiem chodziło wymachując rękami.

Chciało, żeby strumyk był rzeką, rzeka rwącym potokiem, a kałuża morzem.

Kiedy dziecko było dzieckiem nie wiedziało, że jest dzieckiem.

Wszystko było pełne życia, a życie było jednym...”

 

Słowa te rozpoczynają film Wima Wendersa „Niebo nad Berlinem”. Tęsknota za doświadczaniem pełni, odnalezieniem utraconej niewinności przebija przez cały film. Przez podzielony murem Berlin prowadzą nas niewidoczni dla ludzi, widoczni jedynie dla dzieci, aniołowie. Aniołowie słyszą ludzkie myśli. Dzięki temu widz może odczuć pejzaż miejski z niemal wszystkich możliwych perspektyw. Wędrówka przez miasto stanowi dla Wendersa jednak jedynie pretekst do ukazania filtrów, przekształceń, zakłóceń, wyobrażeń, które nie pozwalają doświadczać archetypicznej pełni.

Podobną perspektywę przyjął w swoim malarstwie Jerzy Boniński. Artysta maluje pejzaż. Pejzaż ten nie jest jednak konkretnym widokiem, zamkniętym w kadrze obrazu, lecz metaforą, sumą wszystkich pejzaży, całym światem. Podobnie jak Wim Wenders, Jerzy Boniński pokazuje świat z wielu równoważnych, równoległych perspektyw. Jest to spojrzenie człowieka świadomego historii utracenia przez świat niewinności, podchodzącego jednak do tego nie-idealnego świata z wielką czułością.

Widzimy pejzaż rozerwany, podzielony na części, umieszczony w tondzie, przekształcany przez filtry, geometryczne rastry, niekiedy aż do całkowitej nieczytelności. Jest to jednak jednocześnie pejzaż malowany świetlistymi barwami, z niesamowitą elegancją i wyczuciem kompozycji. Niekiedy z pojedynczego widoku zostaje jedynie szczegół – faktura, uczucie, gest. Zdarza się, że różne widoki spotykają się na jednym płótnie. Pejzaż Bonińskiego w każdym obrazie staje się czymś innym, rodzi się na nowo. Zestawione obrazy wzajemnie się dopełniają i kwestionują jednocześnie. Jak myśli, postrzeganie człowieka żyjącego w epoce „płynnej tożsamości”.

Według Marcela Duchampa niekończący się proces kwestionowania samego siebie, niepoddawanie się własnemu gustowi estetycznemu, znamionuje sztukę, która może być odpowiedzią na współczesność. Sztukę mogącą być wypowiedzią nie tylko estetyczną, ale też i intelektualną.

W malarstwie Jerzego Bonińskiego piękne, świetliste pejzaże skontrastowane są z geometrią, symetrią, niekiedy rozdarciem. Pejzaż artysty to świat w procesie. Świat, w którym trudno się zatrzymać w obliczu coraz to nowych koncepcji. Ale też i świat, w którym nadal jak bohaterowie Wima Wendersa szukamy utraconej niewinności, pierwotnych mitów, wartości, idealnego pejzażu.

„Każdą linię przecinają wszystkie linie, co dowodzi, że nie ma żadnej linii, a to dowodzi zarazem, że można wszystko traktować jako linię pod warunkiem, że ktoś przyjmie taki punkt widzenia, który niechybnie doprowadzi go do ruiny” - napisał Thomas Bernhard w zbiorze poezji „Śmierć i tymianek”.

To czy dostrzeżemy różnorodność świata, wielość spojrzeń, sposobów widzenia jest zawsze kwestią wyboru. Niedostrzeganie, według Bernharda, prowadzi do zguby. Konsekwencją widzenia wielu równoważnych perspektyw jest za to wieczna niepewność, dekonstruowanie i konstruowanie zastanego pejzażu – świata, w którym się żyje, wciąż na nowo.

Dostrzeżenie wielogłosu świata, dekonstrukcję i tym samym analizę współczesnej percepcji odnajduję w malarstwie Jerzego Bonińskiego. Boniński malując widok nie poprzestaje na wrażliwej interpretacji fragmentu krajobrazu. Poprzez pejzaż artysta pokazuje różnorodność postrzegania, niejednoznaczność, niepewność świata i potrzebę odtwarzania, rekonstruowania go wciąż na nowo.

Na granicy, przecięciu wielu linii tkwi nie tylko prawda czasów, w których żyjemy, prawda współczesnego postrzegania, ale też i prawda o widzeniu konkretnego człowieka – Jerzego Bonińskiego. Widzeniu przenikliwym, niejednoznacznym, bezkompromisowym, ale też i pełnym czułości oraz tęsknoty za utraconą przez świat niewinnością.

Marta Kawecka